Już za kilka tygodni zabrzmi pierwszy gwizdek na katarskich boiskach, a miliony fanów piłki nożnej z wypiekami na twarzy śledzić będą mundialowe zmagania najlepszych drużyn świata, wśród których nie zabraknie polskiej reprezentacji.
Sportowe emocje wchodzą na jeszcze wyższy poziom, gdy kibicujemy drużynie, na której sukces postawiliśmy nawet drobną kwotę. Nie ma wątpliwości, że obstawiać wyniki meczów będą nie tylko ludzie grający na co dzień, ale też bukmacherzy zyskają nowych klientów. Dla fiskusa powinno to oznaczać dodatkowy strumień pieniędzy z podatków, jednak tu pojawia się łyżka dziegciu: przynajmniej połowa dochodów, które mogłyby trafić do kasy państwa, bezpowrotnie ucieknie za granicę.
Dlaczego wypływają pieniądze?
Prowadząc legalną działalność bukmacherską w Polsce, trzeba posiadać zezwolenie i, rzecz jasna, odprowadzać podatki. Takich zarejestrowanych, legalnych bukmacherów jest w Polsce 23. Płacą oni podatki od każdego zakładu, a jego stawka jest najwyższa w Europie – wynosi 12 proc. Jednak, jak szacuje firma E&Y, przez ręce legalnych bukmacherów przechodzi tylko połowa pieniędzy przeznaczanych przez Polaków na zakłady. Szara strefa, czyli nielegalni bukmacherzy, ściągają z rynku ok. 12 mld zł rocznie, a obstawia za ich pośrednictwem 1,2 mln Polaków. Straty polskiego budżetu z tytułu nielegalnego hazardu wynoszą ok. 600 mln zł rocznie.
Popularność nielegalnych bukmacherów wynika przede wszystkim z konstrukcji podatku od hazardu w Polsce. Model, w którym legalni bukmacherzy odprowadzają podatek naliczany od kwoty każdego zakładu powoduje, że baza, od której następnie liczy się ewentualna wygrana, staje się niższa. Ich nielegalni konkurenci, oszukując polskiego fiskusa, są jednocześnie w stanie zaoferować klientom nieco wyższe wygrane - co zwiększa atrakcyjność gry w szarej strefie (mimo, że gra taka jest przestępstwem skarbowym)
Gra z fiskusem w kotka i myszkę
Władze od kilku lat podejmują próby ograniczenia tego zjawiska (jeszcze kilka lat temu szara strefa była większa, obejmując nawet 80-90 proc. rynku). W 2017 roku wprowadzono rejestr domen zakazanych, pozwalający blokować strony nielegalnych bukmacherów. Ci jednak szybko sobie poradzili: co jakiś czas nieznacznie modyfikują adresy swoich stron. Później wprowadzono także obowiązujący banki zakaz obsługi płatności dla nielegalnych operatorów. To ograniczenie skutecznie obchodzą z kolei gracze, korzystając np. z pośrednictwa zagranicznych wirtualnych portfeli.
Rozwiązanie: usunięcie problemu z korzeniami
Co zatem zrobić, by skutecznie zlikwidować szarą strefę? Adam Lamentowicz, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Branży Rozrywkowej i Bukmacherskej oraz prezes legalnego operatora Superbet uważa, że blokowanie domen nielegalnych operatorów to w czasach rozwoju internetu i nowoczesnych technologii walka z wiatrakami. Więcej sensu jego zdaniem ma kontrolowanie płatności za pośrednictwem wirtualnych e-portfeli. Najlepszym rozwiązaniem byłaby jednak zmiana modelu opodatkowania legalnego hazardu w Polsce.
- Obecny podatek trzeba zastąpić podatkiem GGR, czyli od przychodów pomniejszonych o wypłacone wygrane – przekonuje Adam Lamentowicz. – Taka konstrukcja pozwoliłaby legalnie działającym przedsiębiorstwom z branży zakładów na oferowanie klientom wygranych w wysokości konkurencyjnej wobec szarej strefy. Nielegalni operatorzy, unikający podatków, w efekcie straciliby swój główny atut, a wobec innych utrudnień - zostaliby niejako zagłodzeni. Skorzystają na tym wszyscy: gracze, budżet państwa i legalni przedsiębiorcy, uczciwie płacący podatki. Mniej pieniędzy popłynie w stronę prowadzących nielegalne operacje podmiotów.
Sprawa jest prosta: zmiana modelu podatkowego sprawi, że gracze stracą motywację do ucieczki w szarą strefę. Skorzysta budżet państwa i branża funkcjonująca według prostych, przejrzystych reguł, przyjętych w większości krajów świata.
Link do strony artykułu: https://wm3.wirtualnemedia.pl/centrum-prasowe/artykul/aktualnosci-czy-rzad-zagra-o-miliardy-zrodlo-dodatkowych-wplywow-do-budzetu-lezy-w-zasiegu-reki